czwartek, 30 grudnia 2010

A ponoć nic dwa razy się nie zdarza… :)

…a jednak. I po raz drugi zobaczyłem koncert Jónsiego. Tym razem sam finał. Na Jego rodzinnej ziemii – Islandii :) Bilet odebrałem w Kringlanie. To takie centrum handlowe na obrzeżach RVKu.pawel_4[1] Z grupką znajomych wybraliśmy się na koncert :) Zdjęć tu nie wstawię; relacji swojej nie będę powielać, więc jak ktoś jest zainteresowany, zapraszam tutaj, na polską oficjalną stronę fanów Sigur Rós :) Zdjęcia są na moim koncie Flickr. Poniżej jeszcze finał finału czyli Grow Till Tall

Z mojej strony to…takk fyrir :-)5446836860_a0f839bd67_z[1]

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Drugi dzień świąt: półwysep Reykjanes

Drugi dzień zwiedzania Islandii; tym razem w przeciwnym kierunku niż Þingvellir. We trójkę pojechaliśmy na półwysep Reykjanes: klify, gorące błota. To jest około 30 kilometrów od Reykjavíku; w końcu trasa ta najczęściej jest pierwszą rzeczą, którą widzi osoba, która przyleciała do Islandii i jedzie z Keflavíku do Regionu Stołecznego. Pisząc jeden z moich pierwszych postów będąc już na Islandii, wspominałem, że droga wygląda księżycowo. No i jadąc nią dzisiaj, zrobiłem zdjęcie, żeby to pokazać :)y1pPsP6tT09irV4lhIUpIGEsv3e3LKm5HfsF7yqjxt8dMxRqYM4GipXmsMpV8AJfdn2n3IXFiHXWWfVzzIYvbs9ZA[1] To wszystko to skały porośnięte mchem lub trawą. Tego są tu wieeelkie pola :) Już niżej zdjęcie gorącego błotaDSC_0075[1] DSC_0109[1] W ubiegłym roku można było PONOĆ stać w tym miejscu. Ale człowiek z naturą nie wygra..46055604[1]Pogoda była straszna: mocny wiatr + mżawka; ale przy błotach to i ogrzać się można ;)DSC_0068[1] Po “zwiedzeniu” gorącego błota, pojechaliśmy na klify. Obecnie moje najbardziej ulubione miejsce w IslandiiDSC_0270[1] Pogoda robiła się co raz gorsza, ale byliśmy niezmordowani :D To miejsce po prostu cudowne jest.DSC_0314[1] Siedząc na kamieniach jedna “mała” fala przyszła i nagle trochę mnie podtopiła ^^”DSC_0349[1] Ale następnym razem już się wycwaniłem i poszedłem wyżej nieco :D Grzegorz stwierdził, że dalej są jeszcze klify, na których nie był. Więc poszliśmy i tam. W ogóle większość drogi to po takich wielkich okrągłopodobnych kamieniach szliśmy :)DSC_0287[1] W tle na poniższym zdjęciu klify, skąd szliśmyDSC_0483[1] W pewnym momencie zeszliśmy z kamieni i szliśmy po “łące”. Przy okazji znaleźliśmy jakiś wrak(?)DSC_0398[1] a kilkanaście metrów dalej płynęła sobie jakaś malownicza rzeczka…DSC_0408%20-%20Kopia[1] …która wypływała z tychże kamieni..DSC_0432[1]  A żeby przez nią przejść, trzeba było znów łazić po kamieniach :D W międzyczasie cudny widok na ten wał się ujawniłDSC_0435[1] Po chwili doszliśmy na kolejny klif :)DSC_0477[1] Porobiliśmy trochę zdjęć i zaczęliśmy wracać do samochodu..robiąc przy okazji kolejne “trochę” zdjęć :D Chociaż już się ściemniało i pogoda się psułaDSC_0263[1] A za nami była latarnia morska; jak na nią spoglądałem, od razu w głowie odtwarzała mi się piosenka Sigur Rós – SæglópurDSC_0493[1]  Wracając już do domu, Grzesiek z Dorotą wygonili mnie z samochodu i kazali mi iść jakąś ścieżką; miałem iść sam, bo oni już to widzieli. Ale nie powiedzieli mi, co to jest. Chciałem wziąć Dorotę, ale ta stanowcze nie powiedziała. Więc poszedłem sam. Dokąd? Na pewien most, który był nad taką “doliną”…DSC_0498[1] Kto wie, co to za miejsce? :) Odpowiedź poniżejDSC_0497[1] To jest styk płyt tektonicznych Ameryki i Euroazji. Szkoda, że się ściemniało..zdjęcia marne wyszły raczej. Wiatr jeszcze wiał dość mocno. Ale..cóż. W końcu to Islandia, nie? ;-)

Z dnia dzisiejszego to tyle było :D Jestem już padnięty. A w czwartek koncert Jónsiego ^^ Ciekawe, czy mnie pamięta z Krakowa :) Bless bless!

sobota, 25 grudnia 2010

Pierwszy dzień świąt: Þingvellir

Jak powiedziane, tak zrobione; podczas wigilii była rozmowa o organizacji świąt :) Ja nie odzywałem się, bo w zasadzie – wiem, wtyd do tego się przyznawać – chciałem tylko zobaczyć gejzery, wodospady i inne. Ale gdzie się znajdowały – nie miałem jakiegokolwiek pojęcia. Jezu..co ja myślałem przed wyjazdem, mając w planach (przy okazji) zobaczyć kawałek Islandii, nie czytając pod kątem turystycznym o niej? Hahaha…no nie..prawdziwy ze mnie islandofil. Heh.
Na pierwszy dzień świąt z Grześkiem i Dorotą pojechaliśmy do Þingvellir; góry, wodospady, gejzery. Generalnie taka prawdziwa Islandia :) Poniżej zdjęcie zrobione w drodze; ale jeszcze w Reykjavíku. Godzina 8:40

DSC_0648[1] Wiem. Nic nazdwyczajnego; droga jak droga. Trochę śniegu, który napadał do wigilii. Latarnie jak te polskie. Ale o to mi nie chodziło. Najbardziej zaintrygowała mnie ta jasna chmura na niebie. I to nie była zaparowana szyba samochodu. Chociaż w sumie chmura, jak chmura. I takie w Polsce też są ;-)

Droga numer 36 a.k.a. Þingavallavegur z MosfellsbærDSC_0179[1] Cała biała, cała dla nas; w ciągu nieco ponad godzinnej jazdy na drodze minęliśmy góra z 3 samochody :D No i tak  w końcu dotarliśmy do Þingvellir. Uwielbiam Księżyc, więc musiałem go złapać na zdjęciu :DDSC_0867[1] Po czym we trójkę poszliśmy..eee…w dal :D I tak oto ukazał nam się jezioro zwane ÞingavallavatnDSC_0708[1] Byliśmy tam jeszcze przed wschodem słońca, ale chmury uniemożliwiły mi jakiekolwiek ewentualne złapanie wschodzącego słońca na zdjęciu :( Po porobieniu nieco zdjęć poszliśmy jakąś doliną(?) nad jezioro; w okolicy to właściwie poza nami nie było nikogo :D I zdjęcie dolinki, którą schodziliśmyDSC_0861[1] I zdjęcie z dołu do góryDSC_0727[1]

Poniżej zdjęcie już nad jeziorem; na zdjęciu ja z Dori5a97d6a90001e701[1] Nie wiem czemu, ale straaasznie bardzo mi się podobają te skały w tle. No mają swój urok. Tu już Þingavallavatn, jak zmierzaliśmy w kierunku Þingakirkja.DSC_0833[1]

Po drodze mijaliśmy cudowne “oczko wodne”; kolor wody był dla mnie szokiem; widoczność? Do kilku(nastu?) metrów nawet.DSC_0811[1] Te odbijające się kropki w wodzie to..monety. Niektóre z nich wcale płytko nie leżały :)82896436[1] Zmierzaliśmy dalej w kierunku kościółka (Þingakirkja), po drodze mijaliśmy malutki, stary cmentarzyk; obstawiam, gdyby miał swoją nazwę, nazywałby się pewnie Þingakirkjugarður :PDSC_0838[1] I sam ÞingakirkjaDSC_0836[1] Nie wiem czemu, ale takie kościółki jak ten, czy Fríkirkja, od razu identyfikują mi się z Islandią; takie małe, proste a zarazem ciekawe. I ujęcie na kościół z drogi powrotnejDSC_0850[1] Przy okazji neguję plotkę, jakoby na Islandii nie ma drzew ;-). A właśnie że są. I nie tylko drzewa, a nawet i lasy :) Fakt, dużo nie ma, ale są!DSC_0858[1]

Wróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy dalej – do Geysir, żeby zobaczyć gejzery :-) Im dalej byliśmy od Reykjavíku i Þingvellir, tym mniej śniegu było; w pewnym momencie wyglądało tak, jakby ktoś palcem narysował linię, która oddzielała gdzie śnieg miał padać, a gdzie nie.DSC_0166[1] I kilka minut dalej..DSC_0153[1] Po kilkudziesięciu minutach dojechaliśmy do Geysir; pierwsza rzecz, która mi się w oczy rzuciła? Góry, wodospadziki maleńkie. Nie wiem, skąd ta fascynacja górami; może dlatego, że w Polsce byłem tylko w Pieninach? Haha. A nad polskim Bałtykiem w ogóle nie byłem nawet (póki co).DSC_0949[1] Poszliśmy do zajazdu na kawę i poszliśmy do gejzerów :) Poniżej oczko z wrzątkiem. (znów fascynacja kolorem wody *.*)DSC_0985[1] DSC_0984[1] Gejzery wyrzucają z siebie wodę mniej więcej co 15 minut. Czasem na “wystrzał” można czekać pół godziny, czasem jest jeden po drugim. Kilka udało mi się złapać i z kilkoma załapałem się na zdjęcie :DDSC_1037[1] Jak poznać, że gejzer zaraz pokaże swoje oblicze?  To proste. Wystarczy obserwować wodę w takim “kraterze”; jeśli zaczyna się zapadać, to możemy szykować aparat do zdjęcia :) Zanim woda, a raczej para, wystrzeli w górę, woda w tym “kraterze” zapada się 2-4 razy.  Zdjęcie poniżej pokazuje właśnie krater, do którego wlewa się woda po wyrzuconej parze wodnejDSC_0973[1]

Oczywiście są zakazy wchodzenia i takie tam. No ale to Islandia; kto tego pilnuje? Wchodzisz na własne ryzyko ;-) Najważniejsze, żeby wchodzić z głową i z nią wyjść :)DSC_1046[1] W tle znajduje się największy gejzer, który jest już na emeryturze; nie strzela już do góry, bo wewnątrz skały się przesunęły i już nie ma takiej siły, by wyrzucać parę wodną. Widać tutaj taki charakterystyczny “krater” (nie wiem, jak to się fachowo nazywa :P) No nie wygląda na dużego, ale dla porównania wstawiam zdjęcie, na którym stoję przy nim (przy okazji się ogrzewam ;).DSC_1022[1]

Poniżej już tak na pożegnanie zachciało mi się zdjęcia przy “Litli – Geysir” [Mały Gejzer].DSC_1069[1]

Z gejzerów słychać szum ponoć najpiękniejszego islandzkiego wodospadu – Gullfoss [Gytlfoss], czyli “Złotego Wodospadu”. Więc warto i tam się wybrać :-) Wodospad Gullfoss jest dwukaskadowy i wysokość jego wynosi 32 metry. Kiedyś miała tam powstać hydroelektrownia, ale Islandczycy protestowali. Mają fioła na punkcie natury ;) Widok na Gullfoss ztarasu (z którego wiatr mnie zdmuchnął prawie :D)DSC_1152[1]Oczywiście poszliśmy nad sam wodospad; ścieżka była idealnie śliska. W dodatku szła w dół; trzeba było się trzymać linki ofkors ;) Ja tam szlifa o mały włos zaliczyłbym :DDSC_1161[1] I zdjęcie 1/2 wodospadu już z nieco bliskaDSC_0098[1] Tak w ogóle to dość ciekawie wyglądała trawa pokryta lodem DSC_0097[1] Druga połowa Złotego Wodospadu i widok na fajnie wyrzeźbiony kanionDSC_0070[1] Po odwiedzeniu Gullfoss, wracaliśmy do domu. Przy okazji drogi do samochodu zrobiłem jeszcze zdjęcie islandzkiego lodowca; cd. nazwy nie jestem pewien, ale to chyba Eystrihagafellsjökull (Ejstrijahafeltsjołkutl? Nie mam pojęcia, jak to się wymawia)68253_1645969882038_1620638482_1534660_2187626_n[1] No i powracając do HFJ…DSC_0189[1] W międzyczasie leciała Björk – Hyperballad <3 Trochę padnięty byłem i w samochodzie przysnąłem. Obudziłem się gdzieś przed Mosfellsbær bodajże.DSC_0259[1] Dobra..to tyle na dziś..tak myślę :)