poniedziałek, 27 grudnia 2010

Drugi dzień świąt: półwysep Reykjanes

Drugi dzień zwiedzania Islandii; tym razem w przeciwnym kierunku niż Þingvellir. We trójkę pojechaliśmy na półwysep Reykjanes: klify, gorące błota. To jest około 30 kilometrów od Reykjavíku; w końcu trasa ta najczęściej jest pierwszą rzeczą, którą widzi osoba, która przyleciała do Islandii i jedzie z Keflavíku do Regionu Stołecznego. Pisząc jeden z moich pierwszych postów będąc już na Islandii, wspominałem, że droga wygląda księżycowo. No i jadąc nią dzisiaj, zrobiłem zdjęcie, żeby to pokazać :)y1pPsP6tT09irV4lhIUpIGEsv3e3LKm5HfsF7yqjxt8dMxRqYM4GipXmsMpV8AJfdn2n3IXFiHXWWfVzzIYvbs9ZA[1] To wszystko to skały porośnięte mchem lub trawą. Tego są tu wieeelkie pola :) Już niżej zdjęcie gorącego błotaDSC_0075[1] DSC_0109[1] W ubiegłym roku można było PONOĆ stać w tym miejscu. Ale człowiek z naturą nie wygra..46055604[1]Pogoda była straszna: mocny wiatr + mżawka; ale przy błotach to i ogrzać się można ;)DSC_0068[1] Po “zwiedzeniu” gorącego błota, pojechaliśmy na klify. Obecnie moje najbardziej ulubione miejsce w IslandiiDSC_0270[1] Pogoda robiła się co raz gorsza, ale byliśmy niezmordowani :D To miejsce po prostu cudowne jest.DSC_0314[1] Siedząc na kamieniach jedna “mała” fala przyszła i nagle trochę mnie podtopiła ^^”DSC_0349[1] Ale następnym razem już się wycwaniłem i poszedłem wyżej nieco :D Grzegorz stwierdził, że dalej są jeszcze klify, na których nie był. Więc poszliśmy i tam. W ogóle większość drogi to po takich wielkich okrągłopodobnych kamieniach szliśmy :)DSC_0287[1] W tle na poniższym zdjęciu klify, skąd szliśmyDSC_0483[1] W pewnym momencie zeszliśmy z kamieni i szliśmy po “łące”. Przy okazji znaleźliśmy jakiś wrak(?)DSC_0398[1] a kilkanaście metrów dalej płynęła sobie jakaś malownicza rzeczka…DSC_0408%20-%20Kopia[1] …która wypływała z tychże kamieni..DSC_0432[1]  A żeby przez nią przejść, trzeba było znów łazić po kamieniach :D W międzyczasie cudny widok na ten wał się ujawniłDSC_0435[1] Po chwili doszliśmy na kolejny klif :)DSC_0477[1] Porobiliśmy trochę zdjęć i zaczęliśmy wracać do samochodu..robiąc przy okazji kolejne “trochę” zdjęć :D Chociaż już się ściemniało i pogoda się psułaDSC_0263[1] A za nami była latarnia morska; jak na nią spoglądałem, od razu w głowie odtwarzała mi się piosenka Sigur Rós – SæglópurDSC_0493[1]  Wracając już do domu, Grzesiek z Dorotą wygonili mnie z samochodu i kazali mi iść jakąś ścieżką; miałem iść sam, bo oni już to widzieli. Ale nie powiedzieli mi, co to jest. Chciałem wziąć Dorotę, ale ta stanowcze nie powiedziała. Więc poszedłem sam. Dokąd? Na pewien most, który był nad taką “doliną”…DSC_0498[1] Kto wie, co to za miejsce? :) Odpowiedź poniżejDSC_0497[1] To jest styk płyt tektonicznych Ameryki i Euroazji. Szkoda, że się ściemniało..zdjęcia marne wyszły raczej. Wiatr jeszcze wiał dość mocno. Ale..cóż. W końcu to Islandia, nie? ;-)

Z dnia dzisiejszego to tyle było :D Jestem już padnięty. A w czwartek koncert Jónsiego ^^ Ciekawe, czy mnie pamięta z Krakowa :) Bless bless!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz